W środku nocy
obudził ją obcy, głośny dźwięk, powodując, że zerwała się do pozycji siedzącej
i próbowała zlokalizować dziwny hałas. Jej największe szczęście oraz
nieszczęście zarazem, Bill, leżał tuż obok, w samych bokserkach, do połowy odkryty,
wygięty w dziwnej pozie, z burzą czarnych, suchych i splątanych włosów
rozsypanych wokół twarzy i z zabawnie rozchylonymi ustami, i chrapał tak
głośno, że dziwiła się, iż sam siebie nie obudził. Gdyby nie wiedziała, że był okropnie
przemęczony zarówno fizycznie, jak i psychicznie, prawdopodobnie wybuchłaby na
ten widok śmiechem i pobiegła po aparat, by uwiecznić tę chwilę, lecz teraz
jedynie delikatnie się uśmiechnęła, po czym szczelniej okryła jego ciało
kołdrą. W jej mieszkaniu nocą było zdecydowanie za zimno. Brakowało tu życia. Wstała
z łóżka, założyła na siebie jego bluzę, którą niedbale rzucił na komodę i
wsunąwszy stopy w puchate kapcie, wyszła z sypialni, kierując się do kuchni.
Elektryczny zegar na mikrofalówce wyświetlał godzinę 3:47. Miała ochotę napić
się czegoś ciepłego, lecz nie chciała budzić Billa odgłosem gotującej się w
czajniku wody. Już myślała, że po blisko dwóch miesiącach nieobecności będzie
musiała zadowolić się wodą z kranu, ale ostatecznie znalazła w szafce schowaną
na czarną godzinę Nestea. Usiadła przy stole z kubkiem napoju w dłoniach i
miała zostać tam jedynie przez chwilę, lecz czuła ogromny wewnętrzny niepokój,
a telefon leżący na blacie nie pozwalał jej ruszyć się z miejsca. Ledwo
wstąpiła w ten związek, a już miała wrażenie, że powoli ją on przerasta. Nie
mogła sobie odmówić szczęścia, jakie rozpierało ją od środka, gdy patrzyła w te
jedyne, ukochane oczy, lecz była równie zmęczona wszelkimi tajemnicami i
niedomówieniami, jakie towarzyszyły Billowi i jego środowisku. Wiedziała, że
Bill ma ciężką pracę. Wiedziała też, że ma ciężki charakter. I wiedziała też,
że jeśli w jakimś aspekcie nie zgodzi się ze swoim bliźniakiem, rozpęta się
prawdziwy koszmar, a ona będzie stała pośrodku wszystkiego i nie będzie miała
pojęcia, jak ich pojednać, jak w ogóle zacząć. Tak jak teraz.
Punktualnie o
czwartej odszukała w kontaktach właściwy numer i wcisnęła zieloną słuchawkę.
Wystarczyło kilka sygnałów, by usłyszała kochany, zaspany głos.
- Co się
dzieje, maleńka?
- Tom –
odezwała się i rozpłakała się na dobre, by po chwili opowiedzieć mu o
wszystkich swoich niepokojach, nie omijając żadnego, nawet najmniejszego
szczegółu.
Wysłuchał jej
uważnie, czasem przerywając jej jedynie łagodnym „ćśś, spokojnie”, a na koniec
głęboko zaczerpnął powietrza do płuc i ciężko nim odetchnął.
- Posłuchaj
mnie uważnie, Ashley – zaczął powoli. – Tak, powiedziałem mu, że może powinien
z ciebie zrezygnować. Wiesz dlaczego? Tylko po to, by sam wewnątrz siebie
uświadomił sobie, jak bardzo mu na tobie zależy. Nie miało to nic wspólnego z
jakimiś niby moimi obiekcjami co do was. Powiedziałem mu później, że te moje
słowa były jedynie prowokacją, a w rzeczywistości nigdy nie pozwoliłbym mu
nawet wpaść na pomysł, by cię zostawił. Przecież dobrze wiesz, jak wam kibicuję.
Dlaczego w ogóle przejmujesz się takimi rzeczami, co? Powinnaś była zadzwonić
do mnie, zanim jeszcze zaczęłaś wpędzać się w te paskudne myśli. Bill jest
głupi. Jest wybitnie głupi, ale kocha cię z całego serca. Może dlatego też
powinnaś brać poprawkę na wszystko, co mówi o całej reszcie świata. Chyba
czasem nie dostrzega tak oczywistych rzeczy, ale musisz mu to wybaczyć.
- Przepraszam,
że zadzwoniłam o tej porze – wydukała jedynie po jego przemowie. Nie była w
stanie sklecić nic więcej.
- Zgłupiałaś?
Możesz dzwonić do mnie, kiedy tylko będziesz chciała. A już zwłaszcza, jeśli
Bill będzie chrapał tak głośno, że nie będziesz mogła zasnąć.
Wiedziała, że
Tom chciał ją w ten sposób rozweselić i uspokoić, lecz zamiast tego ona
najpierw żałośnie się roześmiała, a zaraz znów się rozpłakała. Była jednym
wielkim kłębkiem uczuć, czasem tych najbardziej sprzecznych.
- Dziękuję, Tom
– szepnęła między urywanymi oddechami. – Dziękuję, że jesteś.
Gdy kończyła
połączenie, zegar wskazywał 4:55. Rozmawiała z nim prawie przez godzinę i choć Tom
nieco ją uspokoił, nadal w jej głowie kłębiło się mnóstwo myśli i znaków
zapytania. W końcu nie codziennie wchodzi się w związek z kimś takim jak Bill
Kaulitz.
Wróciła do
łóżka i wtuliła się w ciało czarnowłosego, kładąc głowę
na jego piersi. Przebudził się, pocałował ją w czubek głowy i mocno ją do
siebie przytulił, jakby obawiał się, że była jedynie jego snem, który zaraz rozpłynie
się w powietrzu.
- Kocham cię –
wychrypiał nieprzytomnie, a jej zaszkliły się oczy. – Gdzie byłaś?
Lecz zanim
zdążyła w ogóle pomyśleć, czy o piątej nad ranem miała ochotę rozpoczynać z nim
jakąkolwiek rozmowę, do jej uszu znów dobiegło płytkie pochrapywanie. Zasnął
momentalnie, a ona do świtu już nawet nie zmrużyła oka.
Z płytkiego snu
wyrwał ją głośny dzwonek telefonu Billa i krzątanie się jego samego w
poszukiwaniu komórki. Usiadła na łóżku i przymrużyła oczy, w które raziło ją
poranne słońce wpadające do pokoju przez duże okno.
- W prawej
kieszeni – powiedziała zachrypniętym głosem, gdy czarnowłosy szarpał się ze
spodniami. Uśmiechnęła się pobłażliwie sama do siebie, bo wczoraj w ten sam
sposób obudził ich telefon do niej. A więc to tak właśnie wyglądają te
romantyczne, leniwe poranki we dwoje?
Zerknęła na
budzik stojący obok łóżka, który wskazywał dziesiątą. Ona przysnęła dopiero
około ósmej, więc nic dziwnego, że teraz czuła się jak na kacu. Potwornie
bolała ją głowa i wszystkie mięśnie.
Bill odnalazł
telefon tam, gdzie mówiła i pogrążył się w rozmowie. Z Georgiem, jak się
domyśliła. Podczas gdy on krążąc po jej sypialni i namiętnie gestykulując
ustalał z basistą plan dnia, ona wyszła spod kołdry i czmychnęła do kuchni.
Nie miała nic
do jedzenia, bo od dwóch miesięcy mieszkanie stało przecież puste, więc
zaparzyła tylko dwie herbaty i wzięła tabletkę na ból głowy. Te akurat zawsze
miała przy sobie.
Wczoraj nie
zwróciła na to uwagi, bo było już późno i ciemno, ale dziś w świetle dziennym
aż wystraszyła się widząc, jak gruba warstwa kurzu zebrała się na szafkach po
tak długim czasie jej nieobecności. No cóż, ona nie miała gosposi, która by jej
sprzątała czy robiła zakupy.
Wytarła kurz ze
stołu i usiadła z kubkiem herbaty w dłoniach. Nie czuła się tu jak u siebie.
Spędziła tu za mało czasu, o wiele bardziej „jej”, było poprzednie mieszkanie,
które wynajmowała. Tam mieszkała prawie pół roku, natomiast tutaj zaledwie
niecałe trzy miesiące, z czego dwa jej nie było.
Miała do Billa
mnóstwo pytań, których gdzieś głęboko w sobie bała się zadać, bo bała się
odpowiedzi. Sama nie umiała się odnaleźć w sytuacji, w jakiej się znalazła. Jej
życie kolejny raz wywróciło się do góry nogami i nie za bardzo wiedziała, jak
je ustawić do pionu. Miała u swojego boku ukochanego mężczyznę i nie miała
pojęcia, co z nim zrobić. Przez pół nocy myślała o sobie i o nim, a tak
naprawdę nadal nie potrafiła określić, jakie odpowiedzi chciałaby usłyszeć. Od
kilku miesięcy tak bardzo pragnęła związać się z Billem, podczas gdy był dla
niej niedostępny, a teraz gdy już go miała, nie wyobrażała sobie, jak miałoby się
to wszystko odbywać. Jeszcze trzy dni temu chciała całkowicie wykreślić etap Tokio
Hotel i rozpocząć coś zupełnie nowego, a tymczasem on znów wtargnął do jej
życia i postawił wszystko pod znakiem zapytania. Cieszyła się z takiego obrotu
spraw, ale zupełnie sobie tego nie wyobrażała.
Zanim Bill
zakończył rozmowę, jego herbata zdążyła wystygnąć, a ona piła już drugą.
Przyszedł do kuchni ubrany we wczorajsze rzeczy i pocałował ją w czoło, po czym
zajął miejsce obok.
- Przepraszam,
że tak długo. Odczytałem jeszcze maile i musiałem zadzwonić do Davida, a potem
do Silke.
No tak,
wiecznie zabiegany i rozchwytywany.
- W porządku –
odparła spokojnie i utkwiła wzrok w jego dłoniach. – Nie mam nic do jedzenia. –
Po kilkunastu minutach przemyśleń o swoim życiu uznała, że to jedyne, co jest w
stanie mu powiedzieć.
- Nie ma
problemu. Zadzwonię zaraz do kogoś, przywiezie nam zakupy – oznajmił i już
sięgał po telefon, który przed chwilą odłożył na stół, ale powstrzymała go
ruchem ręki.
- Nie, Bill. Nie
przesadzaj. Ja sama robię zakupy. Zaraz po coś pójdę na dół do sklepu.
- Chce ci się? –
Uniósł prawą brew w zapytaniu.
- Nie chce mi
się, ale nie muszę wyręczać się z tego powodu kimś innym – odburknęła i nawet
nie wiedziała, czemu jest dla niego niemiła. Wciąż była kłębkiem nerwów.
- Okej, dobrze
– odparł zdziwiony jej postawą. – Możemy też pojechać do mnie, na pewno mamy
jedzenie.
- Nie ma mowy,
żebym dzisiaj się stąd ruszała. Nie widzisz, ile mam rzeczy do zrobienia? Muszę
się rozpakować – wskazała na trzy pokaźne walizki stojące w przejściu - wstawić
pranie, posprzątać. Nikt tego za mnie nie zrobi.
- Dlaczego się
denerwujesz i unosisz? – Wyczuła nutę irytacji w jego głosie. – Zrobiłem coś
nie tak?
Ashley
westchnęła ciężko i przeczesała włosy palcami.
- Nie, Bill. Po
prostu jestem zmęczona. Muszę chwilę odetchnąć. To wszystko dzieje się tak
szybko i…
- Mam sobie
pójść?
- Nie,
absolutnie. Nie. Daj mi tylko chwilę. Potrzebuję ułożyć sobie to wszystko od
nowa.
- Ash, co ty
chcesz układać, jeśli wszystko się ułożyło?
Nie była pewna
czy naprawdę jej nie rozumiał, czy udawał głupiego.
- Właśnie, że nic
się nie ułożyło. Jak to wszystko ma teraz wyglądać?
- Proszę cię,
zacznij mówić jasno. – Widziała, że zacisnął dłonie na kubku, z którego nie
upił jeszcze ani łyka. Każdy mięsień jego twarzy się napiął. Bill momentalnie
się denerwował.
Zamilkła na
chwilę, by zebrać myśli. Nie chciała, by źle ją zrozumiał, ale ciężko było jej
to jakoś pogodzić. Siebie i jego. Pragnęła z nim być, ale chyba jeszcze nie
umiała, a może nie wiedziała jak.
- Nie wiem czy
chcesz, żebym nadal z wami pracowała – powiedziała w końcu. – Przecież złożyłam
wypowiedzenie i…
- Oczywiście,
że chcę – przerwał jej od razu z naprawdę zdezorientowaną miną. – To nie ma nic
do rzeczy. Zrobiłaś to przeze mnie, przez to, co było, a raczej czego nie było
między nami. Nigdy, przenigdy nie miałem najmniejszych zarzutów co do twojej
pracy. Jesteś perfekcjonistką i nie wyobrażam sobie kogoś innego na twoim
miejscu – powiedział na jednym wydechu. – Na jakimkolwiek, nie tylko jeśli
chodzi o pracę.
To prawda, była
perfekcjonistką. Praca była dla niej święta i zawsze podchodziła do niej z
największym zaangażowaniem. Nawet wtedy, kiedy miała jej szczerze dosyć i kiedy
wyniszczała ją psychicznie. Rodzice swoją postawą wpoili jej wartości, których
trzymała się w swoim dorosłym życiu, choć tak naprawdę dopiero je zaczynała.
Nie umiała wykonać czegoś byle jak i zawsze we wszystko co robiła wkładała całe
serce. Czasem nawet aż za bardzo.
- Rozmawiałem
właśnie z Silke, twoje wypowiedzenie trafiło do niszczarki, zapomnij o nim. Nie
pozwolę ci odejść, nie ma mowy. Przedłużyliśmy umowę na czas nieokreślony.
Bała się cokolwiek
powiedzieć, bo Bill widocznie postanowił wszystko za nią. Może tak było
łatwiej? Nie musiała się zastanawiać ani podejmować żadnych decyzji.
- Bill, ale… -
zaczęła, wciąż uśmiechając się w duszy na dźwięk jego imienia, choć wcale jej do
śmiechu nie było. – Na pewno chcesz łączyć związek i pracę w jedno?
- Tak – odparł bez
namysłu, patrząc jej prosto w oczy. – Ty nie?
- Nie wiem, dlatego
o to pytam. Zdaję się na ciebie. Po prostu się boję, bo to moje życie się
wywraca, a nie twoje.
- Poczekaj,
poczekaj – uniósł dłoń w jej stronę i ściągnął brwi. – Co ty chcesz mi przez to
wszystko powiedzieć?
- Ja właśnie
nie wiem, co chcę powiedzieć – wzruszyła ramionami. – Nic nie wiem. Nie wiem,
gdzie mam pracować, gdzie mam mieszkać…
- Pracę już
ustaliliśmy, a mieszkanie? I tak cały czas spędzamy razem, więc co za różnica?
- Bill, do
cholery, ogromna! – podniosła na niego głos, chociaż wcale nie chciała, ale
drażniła ją jego postawa.
- Nie rób
problemu z niczego, dobrze? Doskonale wiesz, że to ty musisz wejść do mojego
świata, a nie ja do twojego. Przecież to są tak proste i oczywiste sprawy. Wyobrażasz
sobie, żebym mieszkał tu na dłuższa metę? Bo ja nie. To oczywiste, że to ty
wprowadzasz się do mnie. Bo chyba zgodzisz się ze mną, że mieszkanie oddzielnie
to nie będzie dobry pomysł?
Spuściła głowę,
ale ani trochę nie czuła się źle z tym, że o to pytała. Dla niej nie było to
takie jasne jak dla niego. Przecież chodziło o jej komfort.
- Wiem, że umowa
na to mieszkanie już jest praktycznie rozwiązana i formalnie masz być tu tylko
do końca roku. Praktycznie jak dla mnie to możesz się pakować i jedziemy do
mnie.
Znów się zamyśliła
i odezwała się dopiero po krótkiej chwili.
- A Tom…?
Bill z impetem odstawił
na stół kubek, który do tej pory cały czas trzymał w dłoniach i rozlał herbatę
po całym blacie, zupełnie nic sobie z tego nie robiąc. Aż podskoczyła na
krześle.
- Tom?! Tom…?!
Wiecznie tylko Tom i Tom, kurwa! Mogłabyś pomyśleć choć przez chwilę o sobie, o
mnie, o nas…?!
- Przepraszam…
- szepnęła z zamkniętymi oczami. – Nie unoś się.
- Jestem ważny
dla ciebie ja czy on?
- Co to za pytanie?
– uniosła na niego wzrok. – Oboje jesteście dla mnie ważni. – Tym razem to ona podniosła
rękę w jego stronę, by jej nie przerywał, a już miał zamiar to zrobić. – Wiem,
że jesteś teraz na niego wściekły, ale to twój bliźniak, Bill. I dla ciebie też
Tom jest cholernie ważny, jeśli nie najważniejszy. Przestań go od siebie odsuwać
i weź go także pod uwagę, dobrze? Pomyślałeś, czy on będzie chciał, żebym z
wami zamieszkała?
- Nie obchodzi
mnie to. Liczysz się dla mnie tylko ty.
Westchnęła i
zamilkła. Czuła, że dalsza rozmowa z Billem nie ma najmniejszego sensu. Uparł
się, ułożył sobie coś w głowie i zbyt dobrze go już znała, żeby nie wiedzieć,
że nie odpuści. Tak naprawdę pasowało jej wszystko, co powiedział, ale nie
podobało jej się, że potraktował to tak pobłażliwie. Potrzebowała, by wysłuchał
jej obaw i rozważył z nią wszystkie możliwości, a on wszystko już postanowił
sam, tak jakby jej zdanie nie było ważne.
Mimo jego słów
miała wrażenie, że dla Billa liczył się jednak tylko on sam.
Kochała go
całym sercem mimo wszystko. Doskonale wiedziała, jaki jest i związała się z nim
z pełną świadomością. Niczego innego nie pragnęła bardziej niż jego.
Bez słowa
wstała od stołu i zamknęła się w łazience, by wziąć szybki prysznic.