czwartek, 8 grudnia 2016

5. Dziękuję, że jesteś

W środku nocy obudził ją obcy, głośny dźwięk, powodując, że zerwała się do pozycji siedzącej i próbowała zlokalizować dziwny hałas. Jej największe szczęście oraz nieszczęście zarazem, Bill, leżał tuż obok, w samych bokserkach, do połowy odkryty, wygięty w dziwnej pozie, z burzą czarnych, suchych i splątanych włosów rozsypanych wokół twarzy i z zabawnie rozchylonymi ustami, i chrapał tak głośno, że dziwiła się, iż sam siebie nie obudził. Gdyby nie wiedziała, że był okropnie przemęczony zarówno fizycznie, jak i psychicznie, prawdopodobnie wybuchłaby na ten widok śmiechem i pobiegła po aparat, by uwiecznić tę chwilę, lecz teraz jedynie delikatnie się uśmiechnęła, po czym szczelniej okryła jego ciało kołdrą. W jej mieszkaniu nocą było zdecydowanie za zimno. Brakowało tu życia. Wstała z łóżka, założyła na siebie jego bluzę, którą niedbale rzucił na komodę i wsunąwszy stopy w puchate kapcie, wyszła z sypialni, kierując się do kuchni. Elektryczny zegar na mikrofalówce wyświetlał godzinę 3:47. Miała ochotę napić się czegoś ciepłego, lecz nie chciała budzić Billa odgłosem gotującej się w czajniku wody. Już myślała, że po blisko dwóch miesiącach nieobecności będzie musiała zadowolić się wodą z kranu, ale ostatecznie znalazła w szafce schowaną na czarną godzinę Nestea. Usiadła przy stole z kubkiem napoju w dłoniach i miała zostać tam jedynie przez chwilę, lecz czuła ogromny wewnętrzny niepokój, a telefon leżący na blacie nie pozwalał jej ruszyć się z miejsca. Ledwo wstąpiła w ten związek, a już miała wrażenie, że powoli ją on przerasta. Nie mogła sobie odmówić szczęścia, jakie rozpierało ją od środka, gdy patrzyła w te jedyne, ukochane oczy, lecz była równie zmęczona wszelkimi tajemnicami i niedomówieniami, jakie towarzyszyły Billowi i jego środowisku. Wiedziała, że Bill ma ciężką pracę. Wiedziała też, że ma ciężki charakter. I wiedziała też, że jeśli w jakimś aspekcie nie zgodzi się ze swoim bliźniakiem, rozpęta się prawdziwy koszmar, a ona będzie stała pośrodku wszystkiego i nie będzie miała pojęcia, jak ich pojednać, jak w ogóle zacząć. Tak jak teraz.
Punktualnie o czwartej odszukała w kontaktach właściwy numer i wcisnęła zieloną słuchawkę. Wystarczyło kilka sygnałów, by usłyszała kochany, zaspany głos.
- Co się dzieje, maleńka?
- Tom – odezwała się i rozpłakała się na dobre, by po chwili opowiedzieć mu o wszystkich swoich niepokojach, nie omijając żadnego, nawet najmniejszego szczegółu.
Wysłuchał jej uważnie, czasem przerywając jej jedynie łagodnym „ćśś, spokojnie”, a na koniec głęboko zaczerpnął powietrza do płuc i ciężko nim odetchnął.
- Posłuchaj mnie uważnie, Ashley – zaczął powoli. – Tak, powiedziałem mu, że może powinien z ciebie zrezygnować. Wiesz dlaczego? Tylko po to, by sam wewnątrz siebie uświadomił sobie, jak bardzo mu na tobie zależy. Nie miało to nic wspólnego z jakimiś niby moimi obiekcjami co do was. Powiedziałem mu później, że te moje słowa były jedynie prowokacją, a w rzeczywistości nigdy nie pozwoliłbym mu nawet wpaść na pomysł, by cię zostawił. Przecież dobrze wiesz, jak wam kibicuję. Dlaczego w ogóle przejmujesz się takimi rzeczami, co? Powinnaś była zadzwonić do mnie, zanim jeszcze zaczęłaś wpędzać się w te paskudne myśli. Bill jest głupi. Jest wybitnie głupi, ale kocha cię z całego serca. Może dlatego też powinnaś brać poprawkę na wszystko, co mówi o całej reszcie świata. Chyba czasem nie dostrzega tak oczywistych rzeczy, ale musisz mu to wybaczyć.
- Przepraszam, że zadzwoniłam o tej porze – wydukała jedynie po jego przemowie. Nie była w stanie sklecić nic więcej.
- Zgłupiałaś? Możesz dzwonić do mnie, kiedy tylko będziesz chciała. A już zwłaszcza, jeśli Bill będzie chrapał tak głośno, że nie będziesz mogła zasnąć.
Wiedziała, że Tom chciał ją w ten sposób rozweselić i uspokoić, lecz zamiast tego ona najpierw żałośnie się roześmiała, a zaraz znów się rozpłakała. Była jednym wielkim kłębkiem uczuć, czasem tych najbardziej sprzecznych.
- Dziękuję, Tom – szepnęła między urywanymi oddechami. – Dziękuję, że jesteś.
Gdy kończyła połączenie, zegar wskazywał 4:55. Rozmawiała z nim prawie przez godzinę i choć Tom nieco ją uspokoił, nadal w jej głowie kłębiło się mnóstwo myśli i znaków zapytania. W końcu nie codziennie wchodzi się w związek z kimś takim jak Bill Kaulitz.
Wróciła do łóżka i wtuliła się w ciało czarnowłosego, kładąc głowę na jego piersi. Przebudził się, pocałował ją w czubek głowy i mocno ją do siebie przytulił, jakby obawiał się, że była jedynie jego snem, który zaraz rozpłynie się w powietrzu.
- Kocham cię – wychrypiał nieprzytomnie, a jej zaszkliły się oczy. – Gdzie byłaś?
Lecz zanim zdążyła w ogóle pomyśleć, czy o piątej nad ranem miała ochotę rozpoczynać z nim jakąkolwiek rozmowę, do jej uszu znów dobiegło płytkie pochrapywanie. Zasnął momentalnie, a ona do świtu już nawet nie zmrużyła oka.


Z płytkiego snu wyrwał ją głośny dzwonek telefonu Billa i krzątanie się jego samego w poszukiwaniu komórki. Usiadła na łóżku i przymrużyła oczy, w które raziło ją poranne słońce wpadające do pokoju przez duże okno.
- W prawej kieszeni – powiedziała zachrypniętym głosem, gdy czarnowłosy szarpał się ze spodniami. Uśmiechnęła się pobłażliwie sama do siebie, bo wczoraj w ten sam sposób obudził ich telefon do niej. A więc to tak właśnie wyglądają te romantyczne, leniwe poranki we dwoje?
Zerknęła na budzik stojący obok łóżka, który wskazywał dziesiątą. Ona przysnęła dopiero około ósmej, więc nic dziwnego, że teraz czuła się jak na kacu. Potwornie bolała ją głowa i wszystkie mięśnie.
Bill odnalazł telefon tam, gdzie mówiła i pogrążył się w rozmowie. Z Georgiem, jak się domyśliła. Podczas gdy on krążąc po jej sypialni i namiętnie gestykulując ustalał z basistą plan dnia, ona wyszła spod kołdry i czmychnęła do kuchni.
Nie miała nic do jedzenia, bo od dwóch miesięcy mieszkanie stało przecież puste, więc zaparzyła tylko dwie herbaty i wzięła tabletkę na ból głowy. Te akurat zawsze miała przy sobie.
Wczoraj nie zwróciła na to uwagi, bo było już późno i ciemno, ale dziś w świetle dziennym aż wystraszyła się widząc, jak gruba warstwa kurzu zebrała się na szafkach po tak długim czasie jej nieobecności. No cóż, ona nie miała gosposi, która by jej sprzątała czy robiła zakupy.
Wytarła kurz ze stołu i usiadła z kubkiem herbaty w dłoniach. Nie czuła się tu jak u siebie. Spędziła tu za mało czasu, o wiele bardziej „jej”, było poprzednie mieszkanie, które wynajmowała. Tam mieszkała prawie pół roku, natomiast tutaj zaledwie niecałe trzy miesiące, z czego dwa jej nie było.
Miała do Billa mnóstwo pytań, których gdzieś głęboko w sobie bała się zadać, bo bała się odpowiedzi. Sama nie umiała się odnaleźć w sytuacji, w jakiej się znalazła. Jej życie kolejny raz wywróciło się do góry nogami i nie za bardzo wiedziała, jak je ustawić do pionu. Miała u swojego boku ukochanego mężczyznę i nie miała pojęcia, co z nim zrobić. Przez pół nocy myślała o sobie i o nim, a tak naprawdę nadal nie potrafiła określić, jakie odpowiedzi chciałaby usłyszeć. Od kilku miesięcy tak bardzo pragnęła związać się z Billem, podczas gdy był dla niej niedostępny, a teraz gdy już go miała, nie wyobrażała sobie, jak miałoby się to wszystko odbywać. Jeszcze trzy dni temu chciała całkowicie wykreślić etap Tokio Hotel i rozpocząć coś zupełnie nowego, a tymczasem on znów wtargnął do jej życia i postawił wszystko pod znakiem zapytania. Cieszyła się z takiego obrotu spraw, ale zupełnie sobie tego nie wyobrażała.
Zanim Bill zakończył rozmowę, jego herbata zdążyła wystygnąć, a ona piła już drugą. Przyszedł do kuchni ubrany we wczorajsze rzeczy i pocałował ją w czoło, po czym zajął miejsce obok.
- Przepraszam, że tak długo. Odczytałem jeszcze maile i musiałem zadzwonić do Davida, a potem do Silke.
No tak, wiecznie zabiegany i rozchwytywany.
- W porządku – odparła spokojnie i utkwiła wzrok w jego dłoniach. – Nie mam nic do jedzenia. – Po kilkunastu minutach przemyśleń o swoim życiu uznała, że to jedyne, co jest w stanie mu powiedzieć.
- Nie ma problemu. Zadzwonię zaraz do kogoś, przywiezie nam zakupy – oznajmił i już sięgał po telefon, który przed chwilą odłożył na stół, ale powstrzymała go ruchem ręki.
- Nie, Bill. Nie przesadzaj. Ja sama robię zakupy. Zaraz po coś pójdę na dół do sklepu.
- Chce ci się? – Uniósł prawą brew w zapytaniu.
- Nie chce mi się, ale nie muszę wyręczać się z tego powodu kimś innym – odburknęła i nawet nie wiedziała, czemu jest dla niego niemiła. Wciąż była kłębkiem nerwów.
- Okej, dobrze – odparł zdziwiony jej postawą. – Możemy też pojechać do mnie, na pewno mamy jedzenie.
- Nie ma mowy, żebym dzisiaj się stąd ruszała. Nie widzisz, ile mam rzeczy do zrobienia? Muszę się rozpakować – wskazała na trzy pokaźne walizki stojące w przejściu - wstawić pranie, posprzątać. Nikt tego za mnie nie zrobi.
- Dlaczego się denerwujesz i unosisz? – Wyczuła nutę irytacji w jego głosie. – Zrobiłem coś nie tak?
Ashley westchnęła ciężko i przeczesała włosy palcami.
- Nie, Bill. Po prostu jestem zmęczona. Muszę chwilę odetchnąć. To wszystko dzieje się tak szybko i…
- Mam sobie pójść?
- Nie, absolutnie. Nie. Daj mi tylko chwilę. Potrzebuję ułożyć sobie to wszystko od nowa.
- Ash, co ty chcesz układać, jeśli wszystko się ułożyło?
Nie była pewna czy naprawdę jej nie rozumiał, czy udawał głupiego.
- Właśnie, że nic się nie ułożyło. Jak to wszystko ma teraz wyglądać?
- Proszę cię, zacznij mówić jasno. – Widziała, że zacisnął dłonie na kubku, z którego nie upił jeszcze ani łyka. Każdy mięsień jego twarzy się napiął. Bill momentalnie się denerwował.
Zamilkła na chwilę, by zebrać myśli. Nie chciała, by źle ją zrozumiał, ale ciężko było jej to jakoś pogodzić. Siebie i jego. Pragnęła z nim być, ale chyba jeszcze nie umiała, a może nie wiedziała jak.
- Nie wiem czy chcesz, żebym nadal z wami pracowała – powiedziała w końcu. – Przecież złożyłam wypowiedzenie i…
- Oczywiście, że chcę – przerwał jej od razu z naprawdę zdezorientowaną miną. – To nie ma nic do rzeczy. Zrobiłaś to przeze mnie, przez to, co było, a raczej czego nie było między nami. Nigdy, przenigdy nie miałem najmniejszych zarzutów co do twojej pracy. Jesteś perfekcjonistką i nie wyobrażam sobie kogoś innego na twoim miejscu – powiedział na jednym wydechu. – Na jakimkolwiek, nie tylko jeśli chodzi o pracę.
To prawda, była perfekcjonistką. Praca była dla niej święta i zawsze podchodziła do niej z największym zaangażowaniem. Nawet wtedy, kiedy miała jej szczerze dosyć i kiedy wyniszczała ją psychicznie. Rodzice swoją postawą wpoili jej wartości, których trzymała się w swoim dorosłym życiu, choć tak naprawdę dopiero je zaczynała. Nie umiała wykonać czegoś byle jak i zawsze we wszystko co robiła wkładała całe serce. Czasem nawet aż za bardzo.
- Rozmawiałem właśnie z Silke, twoje wypowiedzenie trafiło do niszczarki, zapomnij o nim. Nie pozwolę ci odejść, nie ma mowy. Przedłużyliśmy umowę na czas nieokreślony.
Bała się cokolwiek powiedzieć, bo Bill widocznie postanowił wszystko za nią. Może tak było łatwiej? Nie musiała się zastanawiać ani podejmować żadnych decyzji.
- Bill, ale… - zaczęła, wciąż uśmiechając się w duszy na dźwięk jego imienia, choć wcale jej do śmiechu nie było. – Na pewno chcesz łączyć związek i pracę w jedno?
- Tak – odparł bez namysłu, patrząc jej prosto w oczy. – Ty nie?
- Nie wiem, dlatego o to pytam. Zdaję się na ciebie. Po prostu się boję, bo to moje życie się wywraca, a nie twoje.
- Poczekaj, poczekaj – uniósł dłoń w jej stronę i ściągnął brwi. – Co ty chcesz mi przez to wszystko powiedzieć?
- Ja właśnie nie wiem, co chcę powiedzieć – wzruszyła ramionami. – Nic nie wiem. Nie wiem, gdzie mam pracować, gdzie mam mieszkać…
- Pracę już ustaliliśmy, a mieszkanie? I tak cały czas spędzamy razem, więc co za różnica?
- Bill, do cholery, ogromna! – podniosła na niego głos, chociaż wcale nie chciała, ale drażniła ją jego postawa.
- Nie rób problemu z niczego, dobrze? Doskonale wiesz, że to ty musisz wejść do mojego świata, a nie ja do twojego. Przecież to są tak proste i oczywiste sprawy. Wyobrażasz sobie, żebym mieszkał tu na dłuższa metę? Bo ja nie. To oczywiste, że to ty wprowadzasz się do mnie. Bo chyba zgodzisz się ze mną, że mieszkanie oddzielnie to nie będzie dobry pomysł?
Spuściła głowę, ale ani trochę nie czuła się źle z tym, że o to pytała. Dla niej nie było to takie jasne jak dla niego. Przecież chodziło o jej komfort.
- Wiem, że umowa na to mieszkanie już jest praktycznie rozwiązana i formalnie masz być tu tylko do końca roku. Praktycznie jak dla mnie to możesz się pakować i jedziemy do mnie.
Znów się zamyśliła i odezwała się dopiero po krótkiej chwili.
- A Tom…?
Bill z impetem odstawił na stół kubek, który do tej pory cały czas trzymał w dłoniach i rozlał herbatę po całym blacie, zupełnie nic sobie z tego nie robiąc. Aż podskoczyła na krześle.
- Tom?! Tom…?! Wiecznie tylko Tom i Tom, kurwa! Mogłabyś pomyśleć choć przez chwilę o sobie, o mnie, o nas…?!
- Przepraszam… - szepnęła z zamkniętymi oczami. – Nie unoś się.
- Jestem ważny dla ciebie ja czy on?
- Co to za pytanie? – uniosła na niego wzrok. – Oboje jesteście dla mnie ważni. – Tym razem to ona podniosła rękę w jego stronę, by jej nie przerywał, a już miał zamiar to zrobić. – Wiem, że jesteś teraz na niego wściekły, ale to twój bliźniak, Bill. I dla ciebie też Tom jest cholernie ważny, jeśli nie najważniejszy. Przestań go od siebie odsuwać i weź go także pod uwagę, dobrze? Pomyślałeś, czy on będzie chciał, żebym z wami zamieszkała?
- Nie obchodzi mnie to. Liczysz się dla mnie tylko ty.
Westchnęła i zamilkła. Czuła, że dalsza rozmowa z Billem nie ma najmniejszego sensu. Uparł się, ułożył sobie coś w głowie i zbyt dobrze go już znała, żeby nie wiedzieć, że nie odpuści. Tak naprawdę pasowało jej wszystko, co powiedział, ale nie podobało jej się, że potraktował to tak pobłażliwie. Potrzebowała, by wysłuchał jej obaw i rozważył z nią wszystkie możliwości, a on wszystko już postanowił sam, tak jakby jej zdanie nie było ważne.
Mimo jego słów miała wrażenie, że dla Billa liczył się jednak tylko on sam.
Kochała go całym sercem mimo wszystko. Doskonale wiedziała, jaki jest i związała się z nim z pełną świadomością. Niczego innego nie pragnęła bardziej niż jego.
Bez słowa wstała od stołu i zamknęła się w łazience, by wziąć szybki prysznic.