sobota, 11 kwietnia 2015

3. Zapomniałaś, jak się nazywam?

- Nie wiedziałam, że masz wolne poniedziałki – zaczęła Ashley, gdy jedli z Billem przyrządzone przez nią kolorowe kanapki, a pozostała dwójka postanowiła im towarzyszyć. Spojrzała na przyjaciółkę, która ze stoickim spokojem próbowała rozpakować batonika, lecz folia za żadne skarby nie chciała ustąpić.
- Nie mam – odparła Annalise, zaciskając zęby. – Co za cholerstwo! – wybuchła, rzucając snickersa na stół.
- To znak – wtrącił się Tom, odpakowując batona jednym zwinnym ruchem. – Siły wyższe próbują przekazać ci, że nie powinnaś więcej jeść – dodał i wgryzł się w czekoladę, obserwując z rozbawieniem złość narastającą w czerwonowłosej. Dziewczyna obdarzyła go morderczym spojrzeniem, na co roześmiał się i oddał jej nadgryzionego batona.
- Jak to nie masz? W takim razie powinnaś być w Berlinie, a nie siedzieć tutaj z nami – blondynka już dawno straciła zainteresowanie swoją kanapką, gdy dostrzegła rozdrażnienie w oczach przyjaciółki.
Annalise milczała ze wzrokiem wbitym w blat stołu. Ashley uważnie jej się przyglądała. Tom obserwował i nasłuchiwał tej wymiany zdań z nieukrywaną ciekawością, a jedynie Bill całkowicie oderwany od rzeczywistości zatapiał swoje nieodgadnione myśli w kubku z kawą.
- Nie poszłam na zajęcia – oznajmiła czerwonowłosa, wzruszając ramionami.
- Który raz?
- Na poniedziałkowe? Drugi.
- A na inne?
- Nie byłam na uczelni od dwóch tygodni.
Ashley otworzyła głucho usta. Tom się zakrztusił, chociaż od dłuższej chwili nie miał nic w buzi, a Bill wyjrzał znad kubka.
- Dlaczego?
- Nie chce mi się, Ash. Nawet nie wiesz, jakie to jest męczące, gdy robisz coś wbrew sobie. Mam dosyć tych wszystkich popieprzonych teorii, wzorów i tych porąbanych ludzi. Nie wiem nawet, co do mnie mówią. Patrzę na ten odjechany kalkulator i...
- Chcesz zrezygnować?
- Nie wiem.
- I co dalej?
- Nie wiem.
- Może powinnaś przenieść się na inny kierunek?
- Nie wiem.
- Twoi rodzice cię zabiją.
- Wiem! Myślę o tym każdego jednego pustego dnia! Jestem tam zupełnie sama! Nie potrafię się z nikim dogadać, bo ci ludzie żyją we własnym świecie! Pytam ich: ulubiony film? Odpowiadają: „Wall Street” z osiemdziesiątego siódmego. Mówię: polecisz jakąś…
- Okej, okej! Zrozumiałam. Ale co zamierzasz z tym zrobić? Rodzice co miesiąc będą wysyłać ci pieniądze, a ty będziesz siedzieć w Berlinie i patrzeć w ścianę zamiast chodzić na zajęcia? Nie ukryjesz przed nimi, że rzuciłaś szkołę. Minie pierwszy semestr i dostaną list, że go nie zaliczyłaś i co wtedy? Jeśli chcesz zrezygnować, to przynajmniej im to powiedz i wróć do domu.
- Żeby wysłuchiwać pretensji mojej matki?
- Najlepiej, jeśli zostaniesz na tych studiach i spróbujesz coś zaliczyć. Minął dopiero miesiąc, a ty dramatyzujesz. Poczekaj do pierwszych egzaminów i zobacz jak ci pójdzie. Może się uda i okaże, że to nie jest takie straszne.
- Ty i twoje wieczne mądrości…
 - Ashley ma rację – do rozmowy ostrożnie wtrącił się Tom, bo Bill znów sprytnie utkwił w kubku.
Annalise zaśmiała się ironicznie.
- A co wy możecie o tym wiedzieć? Jeden ledwo skończył szkołę średnią przez Internet, druga w ogóle nie zdecydowała się na studia, a mi próbujecie wskazać ścieżkę edukacji?
- Ale skoro i tak jesteś w Berlinie, to spróbuj chodzić na te zajęcia i coś zaliczyć – ciągnął niewzruszony Kaulitz. – Może to po prostu taka pierwsza reakcja, a za jakiś czas się z tym wszystkim oswoisz. Nie mówię, że polubisz, ale stanie się to dla ciebie normalne, mechaniczne, jak codzienne mycie zębów.
- Wolałabym cały dzień myć zęby niż siedzieć na wykładach.
- Nie dramatyzuj. Wracasz dzisiaj do Berlina, a od jutra nadrabiasz zaległości na uczelni.
Po stanowczych słowach Toma temat studiów Annalise ucichł. Ashley dokończyła kanapkę, Bill bezpiecznie odstawił pusty kubek i przez resztę popołudnia leżeli w czwórkę na rozłożonej sofie w salonie i śmiejąc się do łez, oglądali jeszcze nieedytowany materiał, jaki Sebastian uwiecznił na kamerze podczas półtora miesiąca trasy. Tylko gdzieś tam w środku, gdzieś na dnie Ashley czuła jeszcze ten nieprzyjemny ścisk, kiedy widziała, jak na jej twarzy pod warstwą uśmiechu kryło się złamane serce.

Bill dopadł Ashley w korytarzu, gdy wychodziła z toalety. Blondynka zerknęła nerwowo w stronę salonu, bo mimo pozornie dobrze wyglądającej relacji między starszym Kaulitzem a jej przyjaciółką, nadal miała obawy, by zostawić ich samych. Wszystko jednak wskazywało na to, że świetnie się dogadują. Dzisiaj.
- O której Annalise jedzie do domu? – zapytał czarnowłosy, dociskając ją do ściany. – Nie żebym miał coś przeciwko jej towarzystwu… Ale wolałbym zabrać cię już do sypialni, zamiast siedzieć w salonie.
Jego słowa pobudziły jej wyobraźnie, a do głowy przyszedł jej – tak jej się wydawało – genialny pomysł.
- Tak się właśnie zastanawiałam… - zaczęła, kładąc dłonie na jego piersi i spojrzała maślanym wzrokiem w jego skupioną twarz. – Może odwieźlibyśmy Ann do Berlina i zostali tam we dwoje na kilka dni? – zapytała ostrożnie. – Nie masz żadnych planów, prawda? – dodała zapobiegawczo i wspięła się na palce, by pocałować go najwyżej, gdzie sięgnęła. Udało jej się musnąć ustami tylko jego brodę, ponieważ uniósł głowę i wbił wzrok w ścianę za jej plecami.
Zauważyła, że nieznacznie się cofnął.
- Co ty na to?
Uniósł w zaskoczeniu brwi, podrapał się po głowie i ciężko westchnął. Uśmiechnęła się delikatnie. Uwielbiała analizować każdy jego ruch, bo miały one w sobie coś niezwykłego, pewnego rodzaju wdzięk, który powodował, że robiło jej się cieplej. Jego zachowanie było zawsze pełne jakiegoś nieokreślonego uroku i przypisane tylko jemu. Nie można by nazwać go przewidywalnym, lecz niektóre gesty były dla niego tak typowe, tak oczywiste, że uśmiechała się, myśląc sobie: cały Bill.
- Ale co chciałabyś tam robić?
- Cokolwiek. Iść na zakupy. Może coś pozwiedzać. Wieczorem wybrać się do spa, a potem zamówić pyszną kolację do pokoju hotelowego, obejrzeć jakiś film. No wiesz, tylko ty i ja. Wydaje mi się, że po tym wszystkim przydałby nam się taki wypad.
- O czym ty mówisz, Ash? – zapytał, ściągając brwi i patrząc jej w oczy. – Jakie zakupy? Jakie zwiedzanie? Czy ty zapomniałaś, ile ludzi widziałaś na koncertach? Zapomniałaś, jak się nazywam? 
Jak mogłaby zapomnieć? 
Jego pytania i ton głosu, jakiego użył podczas ich zadawania, spowodowały, że nie miała odwagi się odezwać. Przecież nie musiał wychodzić na ulicę z taką fryzurą jak zawsze, mógł założyć czapkę, kaptur, okulary… W porządku, nie mógł odjąć sobie kilku centymetrów ze wzrostu, który poza wizerunkiem scenicznym zdradzał go w największym stopniu, ale nawet jeśli ktoś by go rozpoznał, to nie utrudniałby im życia tak, jak w przypadku, gdyby Bill miał nastroszone włosy i pomalowane oczy. Widok jego makijażystki u jego boku też przestał już szokować. Gdyby nie trzymali się za ręce i nie okazywali sobie miłości publicznie, nikt niczego by nie podejrzewał. Ashley miała w głowie mnóstwo dobrych argumentów, ale nie wydobyła z siebie ani słowa.
- Poza tym ja… ja nie mogę tak wyjeżdżać bez uprzedzenia, muszę najpierw powiedzieć… wszystkim.
- Daj spokój, jakim wszystkim? – mruknęła z nadzieją, że Bill nagle cudownie zmieni zdanie.
- Davidowi i… Nie wiem, czy któryś z ochroniarzy jest teraz wolny, a poza tym, wolałbym być teraz na miejscu.
- Przecież zawsze robiłeś, co chciałeś. Potrafiłeś zerwać Sakiego o najmniej odpowiedniej dla niego porze, nawet dziś załatwiłeś transport Annalise w przeciągu pięciu sekund. No, nie daj się prosić.
- Ashley, zostańmy tutaj.
Gdy zaczynał mówić do niej po imieniu, wiedziała, że robiło się poważnie. Serce zabiło jej mocniej, gdy wyczuła wiszące w powietrzu napięcie. Zacisnęła nerwowo usta.
- Ale dlaczego nie chcesz jechać? – jęknęła zrezygnowanym tonem, bo już wiedziała, że nie jest to coś, do czego mogłaby go łatwo przekonać z powodu braku jego zdania. W tym momencie miał jasno określony powód, dla którego wolał zostać w domu. I którego ona nie znała. Jeśli zaczęła, postanowiła jednak walczyć do końca. Nawet jej specjalnie na tym wyjeździe nie zależało. Chciała znać tylko choć jeden konkretny powód, dla którego Bill nie mógł tego zrobić.
Napiął mięśnie twarzy i odwrócił wzrok. Ashley stała przed nim niewzruszona, próbując zmusić go swoją postawą do wyjaśnienia jego niechęci.
- Bill, zadałam ci pytanie i proszę cię, żebyś na nie odpowiedział – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Ledwo wyszliśmy z fazy przemilczania uczuć, a ty znów nie chcesz mówić mi wszystkiego? – jej pytanie zawisło w ciężkim powietrzu. – O co chodzi? Co się dzieje? – dodała ciszej i drżącymi ze zdenerwowania palcami dotknęła jego zimnej dłoni, którą natychmiast cofnął.
Nie zaszczycił ją spojrzeniem nawet na chwilę. Odsunął się i bez słowa wszedł do łazienki, trzaskając drzwiami i zamknął się od środka, pozostawiając ją w zupełnym osłupieniu.

Gdy wyszedł z łazienki, siedziała w salonie obok Annalise i udawała niewzruszoną jego wejściem do pomieszczenia. Tom właśnie wybuchł śmiechem, omal nie rozsypując chipsów, a Ann zaraz poszła w jego ślady, lecz Ashley nie miała pojęcia, co ich tak rozbawiło, bo w przeciwieństwie do nich nie patrzyła w ekran telewizora, a raczej patrzyła, ale nic nie widziała. Widziała tylko panikę, zdenerwowanie i złość, jakie dojrzała w brązowych oczach kilka minut temu.
Nie odezwali się do siebie przez resztę popołudnia. Nawet na siebie nie spojrzeli, nawet nie zetknęli się ramionami, siedząc obok siebie. Po osiemnastej Annalise zaczęła zbierać się na autobus powrotny, a Ashley powiedziała, że najlepiej będzie, jeśli ona też pojedzie do domu. Bill obojętnym głosem zadzwonił po transport (z którym nagle nie było żadnego problemu), a Tom przyglądał się temu wszystkiemu ze ściągniętymi brwiami i biegał wzrokiem od Ashley do Billa i od Billa do Ashley.
Rzucili sobie krótkie, puste „cześć”, nie patrząc sobie w oczy.
- Co to, do cholery, było? – zaatakowała ją Annie, zanim samochód zdążył opuścić posesję Kaulitzów. – Myślałam, że już wszystko sobie wyjaśniliście.
- Ja też tak myślałam.
- To o co chodzi?
Najprościej jak umiała przybliżyła przyjaciółce sytuację. Mówiła półszeptem zupełnie niepotrzebnie, bo Dirk i tak wszystko słyszał.
- Co za dupek – skwitowała czerwonowłosa. – Ma tu do załatwienia coś tak osobistego, że nie może powiedzieć o tym nawet tobie?
- Ma tu Toma – wtrącił się siedzący za kierownicą mężczyzna. – Nie chodzi o ciebie, Ash. Chodzi o Toma. Bill nie zostawi go na kilka dni, to jest u nich nienaturalne. Wystarczy, że nie widzą się przez kilka godzin, a już wariują. Wieczór we dwoje? Owszem. Kilka dni? Wykluczone. Chyba że zabierzecie Toma ze sobą.
W samochodzie zapadła chwila milczenia i niedowierzenia.
- No, to masz teraz dwie kule u nogi – podsumowała Annalise, starając się zabrzmieć zabawnie, lecz Ashley w ogóle nie było do śmiechu.
Wstrzymała oddech i przez chwilę patrzyła tępo w jeden punkt przed sobą, analizując, jakie jest prawdopodobieństwo, by Dirk miał rację. Naprawdę nie wytrzymaliby bez siebie kilku dni? Przecież nie byli dziećmi. Obserwowała ich od kilku miesięcy i nigdy nie wpadłaby na to, że może chodzić o Toma. To byłoby takie głupie, a zarazem nieco przerażające. Wiedziała, że bliźniacy występują w pakiecie, ale nie spodziewała się, że do tego stopnia, by nie mogła spędzić z Billem kilku dni poza domem. Z jednej strony wydało jej się to niedorzeczne, ale z drugiej strony… Nie. Nie było drugiej strony. To było zbyt absurdalne, przerażające i niezdrowe. Nikt tak nie robił. Nikt dorosły i normalny, a przecież Bill był dorosły i normalny. Musiała poszukać przyczyny gdzieś indziej.

~*~

Gdy tylko Ashley i Annalise opuściły dom bliźniaków, Tom skupił swój wzrok na postaci młodszego brata. Ten natomiast unikał jego spojrzenia jak ognia, krzątając się między salonem a kuchnią i nie robiąc niczego konkretnego, a tym bardziej pożytecznego.
- Czy ty przestaniesz w końcu uciekać od problemów? – warknął dredowłosy i złapał Billa za ramię, zmuszając go do zatrzymania się, gdy przechodził obok niego piąty raz.
- O co ci chodzi? Sprzątam.
- Za kogo ty mnie masz, co? Przecież nawet ślepy by zauważył, że zdążyliście się o coś pokłócić drugiego dnia waszego związku. Jestem twoim bratem, do cholery! Przestań odgradzać się ode mnie murem za każdym razem, gdy pojawiają się jakieś problemy!
- Nie ma żadnych problemów.
- O co poszło?
- Tom, daj mi spokój – czarnowłosy próbował wyrwać się z uścisku, lecz jego bliźniak był silniejszy. Zawsze był silniejszy, od zawsze był tym, który wygrywał wszystkie dziecięce bójki, ale i tym, który stawał w obronie swojego młodszego brata. Niejednokrotnie to właśnie Tom obrywał od starszych chłopaków za pyskówki Billa, bo za każdym razem stawał o krok przed nim. Teraz natomiast Bill miał wrażenie, że Tom zamiast go bronić, zaczyna go atakować.
- Kurwa mać, Bill! – wykrzyknął starszy Kaulitz i zacisnął dłonie w pięści. – Nie pozwolę ci spieprzyć tego związku, rozumiesz?! Wczoraj w nocy cię jedynie prowokowałem, a tak naprawdę cholernie mi na was zależy!
- Mój związek to nie twój zasrany interes! – wycedził Bill przez zęby i zostawiając brata w osłupieniu, wbiegł po schodach na piętro, prosto do swojej sypialni, w której zamknął się od środka.

~*~

Ashley kręciła się po swoim wciąż nowym mieszkaniu bez celu. Udawała sama przed sobą, że po kilku tygodniach nieobecności ściera kurz, jaki zebrał się w tym czasie na meblach, ale tak naprawdę tylko go rozmazywała. Nie wiedziała, co właściwie stało się przed kilkoma godzinami. Dopiero wyjaśnili sobie z Billem, co do siebie czują i obiecali sobie, że od teraz będą mówić sobie o wszystkim, a on, jakby nie dotyczyły go żadne zasady, po dwóch dniach już miał przed nią coś do ukrycia. Zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że Dirk mógł mieć rację, ale czy jego więź z bratem była aż tak wielką tajemnicą? Czy nie można było powiedzieć: „wolę zostać w domu, nie chcę zostawiać Toma samego”? Przecież by zrozumiała.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk domofonu. Czyżby zapomniała, że się z kimś umówiła? Niby z kim miałaby? Gdzieś w głębi siedziała w niej nadzieja, że Bill przemyślał swoje zachowanie i przyjechał błagać ją o wybaczenie. Nie mogła uwierzyć, gdy na videofonie zamiast jego twarzy ujrzała twarz jego starszego brata. Wpuściła go na dziedziniec, a następnie do klatki i do mieszkania nieco wytrącona z równowagi. Co on tu robił? Nie spodziewała się, że w ogóle zapamiętał jej dokładny adres, bo nigdy wcześniej tutaj nie był.
- Jesteś sama? – zapytał zaraz po przekroczeniu progu i zdjęciu butów oraz kurtki.
- Tak. Tylko ja i moje problemy. – Zaprosiła go skinięciem do salonu, gdzie usiedli na sporych rozmiarów narożnej sofie.
- Zdaje mi się, że jednym z nich, a zarazem największym jest mój porąbany brat.
- Skąd wiedziałeś? – Zironizowała i nawet się uśmiechnęła.
- Może chociaż ty powiesz mi, o co chodzi?
- O to, że Bill ma jakiś problem, by pojechać ze mną do Berlina na kilka dni.  To już nie chodzi o ten Berlin. Po prostu chciałam spędzić z nim trochę czasu po tym wszystkim, a jego nie wiadomo co napadło.
Tom nie odpowiedział. Oparł łokcie o kolana, splótł ze sobą palce dłoni i wbił wzrok w bliżej nieokreślony fragment podłogi. Zaczął nad czymś intensywnie myśleć, więc Ashley nie chciała mu przerywać. Obserwowała jego skupioną minę, tak podobną, a zarazem tak inną od miny jego młodszego brata i zastanawiała się, dlaczego Tom przejmuje się ich związkiem bardziej niż sam Bill.
Nigdy nie słyszała, by starszy Kaulitz kiedykolwiek wspominał na poważnie o jakiejkolwiek dziewczynie. Odkąd go znała, przez cały czas był sam, a historie o conocnych przygodach w pokojach hotelowych były jedną wielką bujdą wciskaną mediom. Jego wykreowany dla fanów wizerunek nie miał nic wspólnego z rzeczywistością. Tak naprawdę Tom, poza tym, że lubił sobie pożartować ze wszystkich i ze wszystkiego, był niezwykle inteligentny, wrażliwy i pełen empatii. Ashley była wręcz pewna, że brakowało mu bliskości, a zwłaszcza teraz, gdy jego brat znalazł swoją drugą połówkę, co było dla nich nowością, a jak zdążyła zauważyć, Kaulitzowie nie lubili nagłych zmian. Może więc Dirk miał rację i Bill nie umiał zostawić brata samego w domu, a samemu świetnie się bawić z dziewczyną?
- Próbowałem z nim porozmawiać – odezwał się w końcu dredowłosy. – Wydarł się na mnie, jakbym zrobił mu jakąś krzywdę, a przecież ja tylko chcę pomóc. Zależy mi na was, na szczęściu mojego brata i twoim.
- Dziękuję – mruknęła cicho, czując, że się lekko czerwieni. Miała ochotę go wyściskać i podziękować mu za to, że przy niej jest. Czasem czuła się, jakby Tom nie był starszym bratem Billa, lecz jej.
- Nawet nie wiesz, jak do siebie pasujecie. On jest zdrowo porąbany, głośny i zakręcony, ty za to opanowana i spokojna. Idealnie się równoważycie. Ty trochę stawiasz go do pionu, on ciebie za to nieco wywraca. Przez cały ten czas, jak… jak, no wiesz, nie mogliście się dogadać… zastanawiałem się: cholera, tak idealna dziewczyna dla mojego brata , taka normalna, dobra, miła, pomocna, dlaczego nie odwzajemnia jego uczuć? A tu proszę, jednak. Wy jesteście dla siebie stworzeni. Nie przejmuj się jego humorami, ja wszystko z niego prędzej czy później wyciągnę.
- Tom, tu nie chodzi o to, żeby coś z niego wyciągnąć. Chodzi o to, żeby on sam chciał mi to powiedzieć.
- Już ja się postaram o to, żeby zechciał – odburknął, a Ashley mimo podłego nastroju roześmiała się, słysząc tę pewnego rodzaju groźbę. Patrzyła na Toma z lekkim niedowierzaniem, że udało jej się spotkać na swojej drodze kogoś takiego, jak on. Kogoś, kto martwił się, choć wcale nie musiał, kogoś, kto wspierał, doradzał, pocieszał i rozweselał, nie oczekując niczego w zamian. Pomyślała, że każdego dnia powinna dziękować każdej sile wyższej, jaka przybliżyła ją do tego pełnego ciepła człowieka.
Jej dźwięczny śmiech został przerwany przez niespodziewany dzwonek do drzwi. Uciszyła Toma i będąc pewna, że któryś z sąsiadów chciałby zaznać spokoju w poniedziałkowy wieczór zamiast słuchać ich chichotu, pobiegła otworzyć, lecz osoba, którą zobaczyła w progu swojego mieszkania, bynajmniej nie była jej sąsiadem, a przynajmniej nie tak bliskim, jak się tego spodziewała.
Aż cofnęła się pół kroku do tyłu, gdy uderzyła w nią jego osoba.
- Jak się tu dostałeś? – To krótkie pytanie było jedynym, co przychodziło jej w tym momencie do głowy. No bo przecież videofon, portier, dziedziniec… No jak?
I wtedy jego wzrok spoczął na czerwonych, sportowych butach, które stały w przedpokoju i z pewnością nie należały do Ashley. Czuła, że w powietrzu wisi potężna awantura. Jeszcze przed dziesięcioma sekundami śmiała się w najlepsze, a teraz z przerażeniem patrzyła w tą idealną twarz, na której malowało się zbyt dużo negatywnych emocji.
- Widzę, że masz już gościa, w takim razie ja sobie pójdę – odparł z zaciśniętymi zębami i odwrócił się, by odejść. Nie mogła na to pozwolić, gdy zdecydował się przyjechać.
- Poczekaj – chwyciła go za szczupłą dłoń i pociągnęła w swoją stronę. Potrzebowała jego ramion, tu, teraz, a znów nie mogła się przytulić, bo bała się, że ją odrzuci. Poczuła się, jakby cofnęła się w czasie. – Tom właśnie…
Czarnowłosy zbliżył się do niej i przysunął twarz na odległość zaledwie kilku centymetrów od jej twarzy. Serce waliło jej jak szalone, czuła jego przyspieszony oddech na swoich wargach i nie mogła wykonać żadnego ruchu.
- Tom właśnie…? – ironicznie zawiesił pytanie w powietrzu.
Tom właśnie stanął za jej plecami i zanim Bill zdążył zareagować, powiedział:
- Tom właśnie próbuje wytłumaczyć twojej dziewczynie, że jej chłopak, a jego brat jest nieprawdopodobnie popierdolony, ale mimo wszystko tak samo nieprawdopodobnie mocno ją kocha.

Ashley wytrzeszczyła oczy, a przez jej głowę przebiegło sto czarnych scenariuszy, jakie mogły za chwilę nastąpić. Kaulitzowe sprzeczki wywoływały na jej twarzy uśmiech, ale tylko do momentu, gdy nie były naprawdę poważne i nie dotyczyły jej osoby.

10 komentarzy:

  1. O rany... no co za Bill! :D Serio aż tak bardzo jest przywiązany do brata? Kilka dni to jest tylko... no ale Bill to Bill, kto go tam wie. Okaże się w następnym rozdziale :D Tom jest cudowny! I mam nadzieję że coś się tam pomiedzy nim i Ann zadzieje xd Nie mogłam z tego batonika :D
    Czekam na więcej, rozdział cudowny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzenia Dirka to jedno, a rzeczywisty powód może być zupełnie inny :P
      No i zgadzam się, Tom jest cudowny <3 Jest taki kochany, taki dobry dla wszystkich... Tylko o sobie gdzieś w tym wszystkim zapomina :(
      Dziękuję <3

      Usuń
  2. Hejjjj :D Twój blog właśnie został nominowany do Liebster Award!
    wszystkie skazówki znajdziesz tu: http://zwei-unterschiedliche-und-doch-ahnliche-welten.blog.pl/
    Pozdrawiam :D Invaded96

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozpłynełam się, widząc tak cudownego Toma.
    A Bill ma jakis PMS albo coś w tym stylu, bo taki humorzasty ! No nie moge z nim, bo pomimo, że narobił samych kłopotów, gdz dziewczyna teraz sie zastanawia dlaczego tak a nie inaczej, to w tych wszystkich swoich niedopowiedzeniach wciąż jest przeuroczy !

    Czekam z niecierpliwością na nowość, i życze dużo weny!
    Zapraszam do siebie w wolnej chwili,

    Pozdrawiam, KBill


    world-of-kbill.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi to trochę szkoda tego Toma, chce dla brata jak najlepiej, a ten jeszcze ma pretensje...
      Bill to nasza divunia :D Ale fakt, nie da się go nie lubić! Chłopak się nie umie po prostu odnaleźć w sytuacji :P

      Dziękuję bardzo! :)

      Usuń
  4. hahhaha już myślałam, że Bill strzeli Tomowi hahaa ale by było xd Dobrze, że Tom szybko zareagował. Tak w ogóle to ciekawe co Billa tak ugryzło? hm? Pewnie teraz przeżywa, że będąc z Ash skazuje ją na wieczne śledzenie przez paparazzo i te wszystkie sprawy związane z gwiazdami. W sumie by pasowało. Strzeliłam? ;D Czy kryje się za tym coś innego? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie mógłby xd tą swoją wątłą rączką hahaha
      Bill w sumie wszystko przeżywa, więc można powiedzieć, że strzeliłaś xd Jego wszystko gryzie xd

      Usuń
    2. hahahah jeszcze by się połamał xD haaha chyba bym padła ze śmiechu ahhaa xD
      To już współczuję Ash, biedactwo <3

      Usuń
  5. To tak, zacznę od tego, że znowu się rozleniwiłam i wszystko muszę nadrabiać. Muszę sobie jakiś grafik ustawić czy coś w tym stylu.
    Stwierdzam, że na mnie w ostatnim czasie jedzenie również się uwzięło i zawsze wszystko, co dobre, znika zanim w ogóle zdążę na to spojrzeć. I w sumie dobrze, bo przecież się odchudzam (właśnie się zrobiłam głodna, a jest dokładnie dwadzieścia minut po jedenastej wieczorem, idealna pory, by coś zjeść). Przeczytałam już pierwszego dnia, gdy wstawiłaś, ale jakoś tam wir codziennych obowiązków mnie wezwał i wylądowałam tutaj z powrotem dopiero dzisiaj. Wydaje mi się, że w każdej szkole zawsze jest na początku ciężko w ogóle odnaleźć się w tym świecie. Nie ma nic na siłę, jeżeli Annalise nie chce dalej kontynuować nauki na tej uczelni, droga wolna, to jej decyzja. Choć oboje, Ash i Tom, mają racje, miesiąc to zdecydowanie za krótko, by określić, jakie kroki podejmiemy dalej. Tak naprawdę nie poznała jeszcze wszystkich, a nuż może przyjdzie ktoś nowy albo przypadkiem na kogoś wpadnie. Nic nigdy nie wiadomo w takich sprawach, trzeba czekać. Także mam nadzieje, że Ann zostanie na tym kierunku i będzie zadowolona z podjętej decyzji. Wydaje mi się, że problem Billa nie tkwi jedynie w więzi z bliźniakiem tutaj musi chodzić o coś o wiele bardziej poważniejszego. Chociaż... zależy z kogo perspektywy będzie się patrzeć. Myślę nawet, że taki wypad do Berlina dobrze by zrobił Kaulitzowi, ale on znów zamyka się w sobie i nikogo nie dopuszcza. Aż w głowie cały czas dźwięczy mi brzęk przekręcanego klucza w drzwiach do jakiegokolwiek pomieszczenia - nienawidzę tego odgłosu, ciarki przechodzą mi od niego po plecach. Za to postawa Toma bardzo mi się podoba. W ogóle mówiłam Ci, że lubię go takiego, jakiego go wykreowałaś? Mniej więcej tak mi się wyobraża, zawsze podoba pomocną dłoń i jest takim starszym bratem dla wszystkich. I nie szczędzi w słowach, oj nie. Mam wrażenie, że Bill wybuchnie jeszcze bardziej niż wcześniej, gdy Tom grzecznie się go spytał, o co tak właściwie chodzi. Byleby tylko nie zrobili czegoś głupiego.
    Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja. Niczego nie czytam na bieżąco, wszystko nadrabiam. No, może z wyjątkiem Róży, ale ona ukazuje się raz na kilka miesięcy - akurat dla mnie :D
      Ja bym tak chciała, żeby mi znikało. Od kilku miesięcy stołuję się w Macu i niesie to za sobą pewne skutki... Pora z tym skończyć!
      Na pewno w każdej szkole jest ciężko, ale jeszcze ciężej jest, gdy idziesz gdzieś, gdzie nic cię nie interesuje. I nawet ludzie tego nie zmienią. Świetnie rozumiem Ann w tej kwestii, bo sama wylądowałam na tym kierunku z przypadku i od początku uważałam to za pomyłkę, ale jakoś tam się to ciągnęło. Po dwóch latach po prostu odpadłam. Nie to że czegoś nie zaliczyłam. Owszem, wszystko przeważnie w drugich lub trzecich terminach, połowa na ściągach, ale żadnego waruna i żadnych większych problemów, w trzeci rok weszłam z całkiem czystym kontem. Po prostu psychicznie już nie dałam sobie rady, siedziałam na zajęciach i coś mi się w środku przewracało, a wszystko, co przekazywali nam prowadzący, uznawałam za stek bzdur i nikomu niepotrzebnych idiotyzmów. Miałam ochotę wyjść z siebie i uciec jak najdalej, dlatego zrezygnowałam. No ale już koniec o mnie, skupmy się na moich bohaterach :D
      W kolejnym rozdziale Bill postara się wam wszystko wytłumaczyć. Jest po prostu młodym człowiekiem ze zrytą przez sławę psychiką.
      Nie wiem, czy mówiłaś, ale wiem, że ja też Toma uwielbiam. Dokładnie tak go sobie wyobrażam, niby taki hop do przodu, niepoprawny żartowniś, bad boy, a tak naprawdę to kochany, inteligentny, pełen empatii chłopak <3
      Dziękuję za komentarz, lepiej późno niż wcale ♥

      Usuń